Dziś był na prawdę wspaniały dzień, który rozpoczął się zwiedzanie farmy storczyków i farmy motyli.
Było tam tak cudownie, że najchętniej bym tam została, ale w myślach była jeszcze jazda na słoniach.
Odwiedziliśmy plamię długich szyj, szczerze spodziewałam się bardziej plemiennych warunków, a tam wszystko pd turystów zrobione, wioska to jeden wieli sklep z chustami z jedwabiu :)
Następnie płynęliśmy taką oto tratwą wzdłuż tamtejszej rzeki, która nie miała więcej niż 50cm głębokości.
Przeprawa przez most do słoni.
No i nareszcie słonie!!! Kupiliśmy banany, żeby je nakarmić, nie wiem kto miał więcej radości czy my je karmiąc czy one to jedząc...
No i jazda!
Pobliski słonik jedzący obiadek :)
Przeprawa przez most w druga stronę.
Po obiadku, który wyglądał jak większość potraw ( dlatego go nie fotografowałam), spróbowałam tutejszego deseru- mleko kokosowe z żelkami :) było ok, ale bez szału.
Nadszedł czas na pokaz słoni.
Tak, dokładnie tam poniżej słonia leży Krzyś, którego bez skrupułów wysłałam na ochotnika :)
Słoniowy buziak w policzek dla Krzysia.
I jeszcze jeden buziak, tym razem gdzie indziej :) Mamy film z całego pokazu, więc czekajcie. Był czad!!!
Słoń jeżdżący na rowerze...
Słoń malujący obraz, który zrobił na nas takie wrażenie, że go kupiliśmy (obraz, nie słonia)
Szczęśliwi posiadacze obrazu wraz z malarzem :)
Przejażdżka drewnianym powozem z zaprzegiem bawołów.
Wodospad niedaleko słoni.
Wizyta na tutejszym niedzielnym chodzącym markecie.
Była sobie gofrowa rybka nadziana banankiem :)
Z pozdrowieniami dla googlerów :)
Przygoda z wieczorną taksówką: tutejsze taksówki są około 10 osobowe, pan kierowca zabiera konkretną ilość osób, które jada mniej więcej w to samo miejsce i rusza. Postanowiliśmy spróbować, niestety Pan po drodze nie zatrzymał się koło naszego hotelu i pojechał dalej, wysadził nas na drugim końcu miasta i powiedział "sorry". Byłam zła jak nie wiem co, ale przynajmniej nas nie skasował. Złapaliśmy drugą, która zawiozła nas w dobre miejsce :)