piątek, 2 stycznia 2015

Phi Phi

Wyspa Phi Phi, pięknie tu! Niestety mamy dość duży problem z internetem, wifi w hotelu prawie nie działa, więc kupiliśmy tutejszą kartę SIM i jakiś internet mamy - ale bez szału.  Całą noc ładowaliśmy te zdjęcia. Jesteśmy tu już czwarty dzień i nadal nie możemy napatrzeć się na to wszystko co nas otacza. O to kilka widoczków z naszego okna, okolicy i plaży.








Po drodze do punktu widokowego zostaliśmy obrabowani przez małpki z naszego shake'a z mango. Widok zadowolonych małp był tego warty :)
Punkt widokowy (szczyt jednego wzniesienia -bardzo dużo schodów).





Byliśmy też na kursie nurkowania. Kilka zdjęć: 



środa, 31 grudnia 2014

Wszystkiego najlepszego w nowym roku

Dla Was wszystkich wszystkiego najlepszego w nowym roku.  My  jesteśmy na Phi Phi. Sylwestra spędziliśmy na hamaku,  jest tu przepięknie.  Piasek biały,  woda lazur.  Tylko internet nawala dość mocno.  Dlatego chyba będziemy mało pisać.  Jeszcze raz wszystkiego co najlepsze dla Was i Waszych rodzin!

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Oko w oko z PzKpfw VI

Dzisiaj byliśmy umówieni na wycieczkę po mieście z mówiącym po angielsku przewodnikiem. Pozytywnie zaskoczyło nas, że samochód przyjechał tylko po nas. Negatywnie, że wycieczka była tylko po świątyniach a za przewodnika robił kierowca, który mówił po angielsku ledwo-ledwo.


Świątynie, zwłaszcza w porównaniu z khmerskimi, nie robiły większego wrażenia. Wysoki budynek kapiący złotem, na przeciw drzwi ołtarz, z boku skrzynka do wrzucania pieniędzy. Prawie jak co drugi polski kościół.

Po świątyniach dogadaliśmy się z kierowcą, że za 500฿ (około 50zł) będzie nas dalej woził po okolicy. Na początek odwiedziliśmy Królestwo Tygrysów.

Wybraliśmy średnio-drogi bilet pozwalający na odwiedzenie najmniejszych, małych i dużych kotów. Kosztował około 160zł od łepka. Postanowiliśmy się do nich stopniowo przyzwyczajać odwiedzając je w kolejności rosnącej.

Na początek najmniejsze:


Potem małe:


A na końcu duże:



Do tygrysów należy podchodzić od tyłu, nie wolno dotykać głowy ani przednich łap. Nad wszystkim czuwa opiekun z małym bambusowym kijkiem.

Po tygrysach, mając jeszcze w pamięci cudownie chwile z rozbrykanymi małpami w Wietnamie wybraliśmy się do "Happy Monkey School". Był to błąd. Jakby nazwy nie czytać, ani małpy, ani szkoła nie były wesołe. Małpy miały metalowe obroże, za które na krótkim (około pół metra) sznurku były przymocowane do palików. W programie był pokaz tresury, również "na krótkiej smyczy".
Odradzamy.

Poprosiliśmy kierowcę, żeby wysadził nas na targu, zrobiliśmy zakupy i wróciliśmy tuk-tukiem do hotelu. Rada: duriany jedzcie tylko na świeżym powietrzu. Strasznie długo się po nich wietrzy.



niedziela, 28 grudnia 2014

Krzyś i słoniowy pocałunek, Karolcia a farma storczyków

 Dziś był na prawdę wspaniały dzień, który rozpoczął się zwiedzanie farmy storczyków i farmy motyli.


 Było tam tak cudownie, że najchętniej bym tam została, ale w myślach była jeszcze jazda na słoniach.

 Odwiedziliśmy plamię długich szyj, szczerze spodziewałam się bardziej plemiennych warunków, a tam wszystko pd turystów zrobione, wioska to jeden wieli sklep z chustami z jedwabiu :)

 Następnie płynęliśmy taką oto tratwą wzdłuż tamtejszej rzeki, która nie miała więcej niż 50cm głębokości.
 Przeprawa przez most do słoni.
 No i nareszcie słonie!!! Kupiliśmy banany, żeby je nakarmić, nie wiem kto miał więcej radości czy my je karmiąc czy one to jedząc...
 No i jazda!

 Pobliski słonik jedzący obiadek :)
 Przeprawa przez most w druga stronę.
 Po obiadku, który wyglądał jak większość potraw ( dlatego go nie fotografowałam), spróbowałam tutejszego deseru- mleko kokosowe z żelkami :) było ok, ale bez szału.
 Nadszedł czas na pokaz słoni.

 Tak, dokładnie tam poniżej słonia leży Krzyś, którego bez skrupułów wysłałam na ochotnika :)
 Słoniowy buziak w policzek dla Krzysia.
 I jeszcze jeden buziak, tym razem gdzie indziej :) Mamy film z całego pokazu, więc czekajcie. Był czad!!!
 Słoń jeżdżący na rowerze...
 Słoń malujący obraz, który zrobił na nas takie wrażenie, że go kupiliśmy (obraz, nie słonia)
 Szczęśliwi posiadacze obrazu wraz z malarzem :)
 Przejażdżka drewnianym powozem z zaprzegiem bawołów.
 Wodospad niedaleko słoni.
 Wizyta na tutejszym niedzielnym chodzącym markecie.
 Była sobie gofrowa rybka nadziana banankiem :)
 Z pozdrowieniami dla googlerów :)
 Przygoda z wieczorną taksówką: tutejsze taksówki są około 10 osobowe, pan kierowca zabiera konkretną ilość osób, które jada mniej więcej w to samo miejsce i rusza. Postanowiliśmy spróbować, niestety Pan po drodze nie zatrzymał się koło naszego hotelu i pojechał dalej, wysadził nas na drugim końcu miasta i powiedział "sorry". Byłam zła jak nie wiem co, ale przynajmniej nas nie skasował. Złapaliśmy drugą, która zawiozła nas w dobre miejsce :)


sobota, 27 grudnia 2014

Szkoła gotowania

Dziś uczestniczyliśmy w tajskiej szkole gotowania. Było niesamowicie! Pierwszym krokiem nauki gotowanie było odwiedzenie targu, gdzie zobaczyliśmy rodzaje ryżu, przyprawy, makarony, kokosy i inne rzeczy z których później gotowaliśmy. Później udaliśmy się do ogrodu z ziołami, gdzie skosztowaliśmy ichniejszych ziół. Ich aromat był tak intensywny, a smak tak cudowny, że ciężko to opisać słowami. No i zabraliśmy się za gotowanie. Na początek ugotowaliśmy Pad Thai - Krzyś



 Kurczak z orzechami nerkowca - Karolina


Następnie przyrządziliśmy Spring rolls (tajskie sajgonki):






Później Krzyś dzielnie robił pastę do curry:



A na sam koniec Krzyś ugotował czerwone curry i zupę tom yum, a Karolcia curry panang i zupę tom sab.




Zachwyceni dzisiejszym dniem, wróciliśmy do hotelu trawić to co zjedliśmy, a było tego dużo.